Witam Was!
Pierniki ostatnio piekę na potęgę i ja i mama. Część z nich już wysłana to do rodziny to do znajomych, część jeszcze czeka na wykonanie...
Pokażę Wam dziś szybki, choć bardzo pracochłonny projekt realizowany na zamówienie dla zaprzyjaźnionej Pani Ani.
Powstały jako podziękowanie i upominek świąteczny.
Są jak najbardziej jadalne, choć niektórzy obdarowani mówią że te zeszłoroczne trzymają do tej pory. Szkoda im zjeść :D
Chyba jeszcze nigdy pieczenie nie sprawiało nam z mamą takiej satysfakcji. Zresztą zobacznie i oceńcie.
Każdy z nich, poza oczywiście wypieczeniem, powstaje w czasie około godziny, więc nie ma tu mowy o "masowej" produkcji. Jednak efekt zrekompensował wszystko!
Projekt i wykonanie to pomysł własny, te poniżej - malowane najczęściej przez moją wspaniałą mamę Marylę - widać zacięcie plastyczne, ja aż tak nie umiem.
Czy nie są piękne?
Pozdrawiam,
Są to dzieła...
OdpowiedzUsuńA są - a jakże! Może kiedyś i ja się tak nauczę ;D
UsuńJak to malowane?!?
OdpowiedzUsuńChylę czoła przed talentem Mamy Maryli.
Pierniczki są doskonałe!
Ano malowane, w zasadzie to moja mamusia trochę się rozminęła z powołaniem, choć w życiu malowała też obrazy metodą tradycyjną, szkicowała, szyła, murowała kapliczkę, co jeszcze... a co jeszcze będzie :D
Usuńmasz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńA witam Cię Syll w moich progach, dziękuję za przemiły komentarz i śpieszę z rewizytą.
UsuńPozdrawiam,