niedziela, 27 października 2013

Okładka na zeszyt...

Witajcie!
Moja fascynacja odbudowaną "przyjaźnią" trwa nadal.
Dziś rano nie mogłam spać, na stronach bloga czarymaryzmaterialu.blogspot.com znalazłam tutek na uszycie okładki np. na zeszyt. Myślałam o tym od dawna, gdyż mój pomocnik (w którym notuję wszystkie potrzebne rzeczy, listy zakupów, plany zajęć, jakieś inne "ważne" rzeczy, na które brak miejsca w ukochanym kalendarzu) jak co roku w okolicy listopada wygląda... mówiąc delikatnie... fatalnie. Noszenie go w torebce, a już napewno wyciąganie go publicznie na światło dzienne nie należało do przyjemności, więc dziś oto podarowałam mu nowe życie.
Zresztą popatrzcie:


Aby w torebce ładnie pasowało kolor z góry był ustalony...


 A że nigdy nie szyję do końca tak jak pokazuje instrukcja, choć tutek jest super czytelny i ciekawie pokazany, ja zastosowałam jeszcze wypełnienie coby, nadać miękkości i tak miekkiej okładce :D
Chodziło mi po głowie przepikowanie, ale ... może następnym razem...

... i jak? podoba się Wam?
Mnie .. dużo bardziej niż przed ...
Miłej niedzieli, ja wybywam na słoneczko :D




sobota, 26 października 2013

Przeprosiłam ...

Witajcie!
Napiszę Wam dziś co mnie ostatnio spotkało. 
Kilka lat temu pokłóciłam się z koleżanką, bardzo się na siebie pogniewałyśmy, choć poszło o jakąś pierdołę. Pomimo iż od początku bardzo się lubiłyśmy, obie uznałysmy, że tak dalej być nie może. Rozstałyśmy się bardzo burzliwie. Nastał jednak czas, że zatęskniłam za nią strasznie, nie było to trudne i odnalazłam ją po tych latach. 
Przeprosiłam, przytuliłam, bo tak trzeba... 
Stała taka osłupiała ... ale nie powiedziała nie. Obie długo rozmawiałyśmy, wymieniałyśmy się przeżyciami, poglądami, doświadczeniami, aż nastał czas, że postanowiłyśmy coś wspólnie zrobić... co takiego? 
Same zobaczcie:

Współpraca początkowo szła nam opornie, może dlatego, że nigdy nie potrafiłyśmy rozmawiać na tematy przyziemne, techniczne, co innego babskie szycie - to poszło nam sprawnie do tego stopnia, że w jeden wieczór machnęłyśmy ubranka dla widocznych na zdjęciu najlepszych kumpli mojego pana P: Ambrożego i Bazylego (Cezary czeka na swoją kolej),

...idąc za ciosem i z wykorzystaniem pomysłu przemiłej pani Marty z Dziupli sowy, 
uszyłyśmy takie oto koło ratunkowe.


 A, że było nam mało, jeszcze wałeczkowe ubranko na zamek  z pierwszą literką imienia mojego Pysia ( tu pomocny okazał się kurs Ewy  z W-Ewkowie, dzięki któremu pięknie wszyłyśmy zamek)...  


i tak szyjemy dziś razem... ja i Ona - Maszyna (Łucznik 466). 
Jak się okazało... do wszystkiego trzeba kiedyś dorosnąć, również do szycia...
nikt nie mówił, że przyjaźń - nawet taka - początkowo jest łatwa, nasza nie była, ale... uważajcie, na tapetę biorę szycie w dużym formacie: ochraniacz do łóżka :D
ot taka amatorszczyzna :D
Dziękuję Wam, Dziewczyny za okazaną pomoc w szyciu... cdn...
A tymczasem zapraszam do oddawania glosów na moją sówkę i nie tylko (dziewczyny jak zawsze się postarały) w wyzwaniu u Modrak. 

poniedziałek, 21 października 2013

Jesienne ptasie radio... czyli III odsłona wyzwania

Witajcie!
Postanowiłam zmierzyć się z fimo. 
Wnioski... ciekawa, wdzięczna w obróbce plastelinka. 
Akurat na okoliczność Modrakowego wyzwania zdało się poczynić jakieś ptasie stworzonko, ale czy to do ptaka podobne jest? Ocenę pozostawiam Wam :D

Sówka - wisior z fimo


Sowa - zamyślona :D


oraz papuga 

A, że nawet ptak powinien mieć swój domek - pawstała też mała szałasowa balkonowa pierdółka na piku.

Jak wyżej pisałam - pracę (sówkę) zgłaszam na wyzwanie cykliczne u Modraka

Pozdrawiam serdecznie,


niedziela, 20 października 2013

Sezon piernikowy rozpoczęty!

Witajcie!
Im bardziej się staram cieszyć jesienią, tym mocniej otacza mnie zewsząd klimat nadchodzących Świąt. Cóż ja mogę począć, nawet odpuszczam w dzień wigilijny fakt stuknięcia kolejnego roczku, byleby tylko ten klimat Świąt niczym nie był zakłócony :D 
A jednak - aby się dobrze przygotować, zaczynam wcześnie. Tak więc ogłaszam sezon pierniczkowy za rozpoczęty...



a to w woli przypomnienia - malowana Madonna z dzieciątkiem - dzieło mojej ukochanej mamusi Maryli. Ciekawa jestem co też wymalować nam przyjdzie w tym roku?!
Macie jakieś pomysły?

Pozdrawiam serdecznie,

Ps. Jak już gdzieś wcześniej pisałam - zakochałam siębez pamięci w płytach winylowych, cieszę się jak dziecko z takiej starej, wysłużonej płyty z pastorałkami :D 

piątek, 18 października 2013

Podaj dalej - czy są chętni?

Kryska z bloga: christina-art.blogspot.com
ogłosiła zabawę PODAJ DALEJ , znając jej złote ręce postanowiłam się zapisać.
Udało się i właśnie otrzymałam piękną, wykonaną przez Kryskę literkę, monogram "A".
Czy nie jest piękna?!
Moja!!!
Kryska podarowała mi również swoje serce - i ja z całego serca Ci dziękuję!


Jest piękna i już wiem jak ją wykorzystam.
Idea tego przedsięwzięcia jest taka, że zabawę ogłasza się u siebie na blogu, po to aby osoby chcące otrzymać od Ciebie upominek mogły się zapisać - pozwoliłam sobie perfidnie skopiować zasady - Krysko, mam nadzieję, że wybaczysz mi to "nadużycie" :)
Oto zasady tej zabawy
1) Musisz posiadać blog.
2) Pierwsze 3 osoby, które umieszczą pod tym wpisem komentarz, w którym zgłoszą chęć wzięcia udziału w zabawie, otrzymają ode mnie mały ręcznie robiony upominek, który wyślę w ciągu 365 dni.
3) Osoba zgłaszająca się organizuje taką samą zabawę u siebie i daje szansę trzem osobom na prezent wykonany przez siebie.
4) Każdy blogowicz może 3 razy uczestniczyć w takiej zabawie


To już moja bodaj druga zabawa, ale może jeszcze kiedyś... tak czy inaczej gorąco zapraszam osoby, chcące otrzymać ode mnie upominek - niespodziankę, jednocześnie będące świadome odpowiedzialności w postaci organizowania tej zabawy również u siebie i przygotowania podarku dla chętnych 3 osób. To miła zabawa i postarajmy się by taka była nadal. Ja tym samym już zaczynam myśleć nad 3 podarkami, o ile rzeczywiście ktoś się zgłosi :D

Tak więc - kochani - zapraszam do zabawy!

.........................

Zapisałam się też na wymiankę - zachęcam i Was  szczegóły - TU  :D



Pozdrawiam,

Krok po kroku... krok po kroczku... najpiękniejsze w całym roczku...

Witajcie!
Od kilku dni siedzi mi w głowie ta piosenka w wykonaniu "Przyjaciół karpia" ...
dlaczego?
Nie ma co się oszukiwać
Idą Święta! 
Widać to, patrząc po Waszych blogach... 

...więc i ja z uśmiechem i pieśnią na ustach przygotowuję się do Świąt
(dla wtajemniczonych - również moich)

A to pierwsza z serii kartek:
mam tak, że nie potrafię robić identycznych, uwielbiam wyjątkowość i niepowtarzalność, więc każda kartka jest inna... 
Czy podoba się Wam? 

cdn...
... krok po kroku...

...

czwartek, 17 października 2013

... bo jesień jest szara jeśli jej na to pozwolę!

Witajcie!
Postawiłam tegorocznej jesieni ultimatum:

jeśli już musi być, ma być piękna, kolorowa!

Aby nie być gołosłownym pokażę Wam sposób, w jaki od pewnego czasu zaklinamy niesprzyjającą aurę. Przecież jeszcze kilka dni temu było tak pięknie, złoto-pomarańczowo-brązowo, no jesiennie było. Spacery, wycieczki, grzybobrania choćby dla samego obcowania z tą piękną przyrodą... a dziś... buro szaro, do tego katar, kaszel, ból gardła... tak bywa. My jednak staramy się naładować przed zimą akumulatory witaminami, które obecnie są jeszcze dostępne - rankiem po kawce tup tup i ... ziuuuum :D
Nie odkryję tu Ameryki, ale w obecnych, nawet 100% - owych sokach są składniki, których nie do końca chcę dostarczać, choćby dziecięciu.
Zapytacie... o czym ona bredzi... 

prosta sprawa WYCISKARKA DO SOKU - mój obecnie wielki sprzymierzeniec! Nie chcesz, dzieciaczku, jeść warzyw - w porządku, wypijesz je w soczku :D :D :D Nie połapał się smyk, bo taki sok - szczerze - smakuje jak te jednodniowe, ale jak dla mnie lepszy jest, bo świeżutki, nie musiał spędzać czasu na butelkowaniu czy transporcie na półkę w sklepie, przez co tracił choć część tych swoich wartości. Jest pyszny, zdrowy i naprawdę poprawia nastrój. Można wypić wszystko, ja czasem wrzucam co popadnie (w zakresie warzyw czy owoców rzecz jasna), wyłączając chyba jedynie ziemniaki. Nie chcę tu konkurować z mądrzejszymi ode mnie znawcami tematu zdrowego żywienia, jak dla mnie to jest teraz jedyny właściwy wybór, bo skoro chcę dać dziecku sok, a w sklepie nie mogą mi zapewnić nawet jednego soku dla dzieci, który - będąc nawet z nazwy sokiem dla dzieci - zawiera na początku "tylko" cukier, a zaraz potem zastępuje się ten cukier syropami, barwnikami i innymi ulepszaczami - ja dziękuję. Wolę swój. Oczywiście jest druga strona medalu - te warzywa, jeśli kupować, też trzeba wiedzieć gdzie, najlepiej bezpośrednio od producenta, rodziny, o której wiemy jak hoduje, czym nawozi...
Tło dla tej bomby witaminowej, widocznej na zdjęciu, stanowi narzuta w wiadomym kolorze oraz piękna serwetka, a raczej nakładka na duży słój - np z dynią w occie, wykonana przez MM (mamę męża). 
Piękna jest ta dynia, a mam jeszcze takie śliczne śliweczki, wisienki, truskawki...
Ale się rozpisałąm... wybaczcie...

Miało być o zaklinaniu jesieni 
moja jesień mieni się ciepłymi kolorami: o takimi!


To moja jesienna tęcza! Dżemowa!

Jak jesień to i zwierzęta, takie spotykane na spacerze, w lesie... a u mnie i na talerzu... do herbatki. 

i mikruski:



Te zostały upieczone - na pochwałę jesieni - kiedyś w Ikei kupiłam foremki, nadały się pysznie. Wszak głównie nabyte zostały dla pana renifera, a jednak te pozostałe kształty okazały się idealne na takie podwieczorki przy herbacie, o ile coś zostało, bo co chwila słyszę: mamo, mogę? Wyszperałam też te maleńkie, koktajlowe foremki - mini jabłka czy grzybki są niewiele większe od kciuka... a znikają najszybciej.
I Was na nie zapraszam!

Nie dajcie się aurze, nie pozwólcie sobie wmówić, że jesień musi być brzydka - nie musi!
My dochodzimy do siebie, katar, chore gardło, ale wszystko kiedyś mija... jesień też... zima... zanim się obejrzymy znów będzie wiosna.

Posty powinny być krótkie i konkretne, ale nie u mnie... a dla tych kto dotrwał do końca - szykuje się zabawa, a to za sprawą pewnej wspaniałej babeczki - dostałam piękny prezent, ale o tym już w następnym poście! 

środa, 16 października 2013

Morski tercet i sal (odsłona II)

Witajcie!
Jaka ta fortuna bywa przewrotna, jak się sypie to na każdym gruncie...jak chorzy to hurtem, a praca stoi, a nawet leży...
Za oknem na szczęście jeszcze nie sypie, a ja bronię się jak mogę wyciągając na światło dzienne swoje wakacyjne jeszcze robótki. Zmalowałam dziecięciu takie oto obrazki do pokoju o wiadomym klimacie: 


Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała malowania farbkami do tkanin - wyszło jak wyszło. Może kiedyś... doszłam do jednego wniosku, maluje mi się dobrze w ciszy, spokoju, więc... raczej nieprędko coś zmaluję :D
Przepraszam za jakość zdjęć, ale słońca nie ma dziś wcale...
Aby zbyt wakacyjnie jednak nie było... pokażę Wam co dłubię sobie wieczorami (jak na razie to dwa wieczory, ale liczy się to już jako więcej niż jeden)...
Coraz bardziej mi się podoba, choć wiele rzeczy bym zmieniła, choćby dobór kolorów, a i wprawne oko wtajemniczone zwłaszcza w sal u Diany, czego to efekt Wam prezentować mam zaszczyt... co to ja... acha więc wprawne oko zauważy "pewne różnice" względem oryginału. Mam nadzieję, że mimo to nie zostanę skreślona z szlachetnego salowego grona. Na obronę mam to, że to moja pierwsza praca w hafcie krzyżykowym, co więcej perspektywa prucia powoduje u mnie pewien efekt zniechęcenia, a bardzo chcę zdążyć przed Świętami... 
Tymczasem... miłego dnia dla Was, ciepłego...
Rzadko ostatnio zaglądam, ale cieszę się każdą wizytą, komentarzem, mailem od Was. Zaglądam i do Was, ale albo siły, albo czasu na odpowiedź brak, obiecać mogę, że się ogarnę :D
Buziaki,